Negocjacje wyjazdu do Masai Mara. Nairobi. Kenia.
Jak się później okazało, takie warunki wynikały z awarii elektryczności (a my myśleliśmy przez chwilę, że chodzi o taki specyficzny „nastrój”). Szef firmy wszystko notuje i umawiamy się, że przygotuje dla nas ofertę. Pytamy również o możliwość transportu do Kisasi. Z „mrocznego” biura idziemy na spotkanie z Victorem. Spotykamy się w tym samym barze, w którym byliśmy w zeszłym roku. Oprócz Victora jest Cirus. Akurat mam przygotowane dla nich zdjęcie zrobione w ubiegłym roku:Victor i Cirus.
Okazuje się, że obaj panowie odłączyli się od firmy, w której poprzednio pracowali i założyli swój biznes. Bardzo zależy im na tym, żeby zorganizować nam safari, rozmowa przebiega w przyjaznej i rzeczowej atmosferze, ale ceny zaproponowane przez Victora nie są zbyt interesujące. Za to warunki na transport do Kisasi są tu lepsze niż w poprzedniej firmie. Nie podejmujemy na razie żadnych konkretnych decyzji – postanawiamy, że poczekamy na ofertę z pierwszego biura i będziemy negocjować dalej. Czasu nie jest za wiele, więc rozdzielamy się. Ja z Markiem idziemy załatwiać komputery, a pozostali zostali na posiłku w barze, w którym odbywały się negocjacje. W sprawie komputerów poszliśmy do Feliksa. Feliks pracuje w sklepie komputerowym i jest komputerową „złota rączką”. Przedstawiamy Feliksowi nasze potrzeby (trzy zestawy komputerowe składające się z laptopa, modemu satelitarnego i drukarki). Prosimy o przygotowanie oferty na następny dzień. Od Feliksa wracamy do baru, skąd udaliśmy się do parku Uhuru.Lilie w parku Uhuru. Nairobi. Kenia.
W parku odpoczywamy. Ci z nas, którzy są tu pierwszy raz chłoną nowe widoki, podziwiają panoramę miasta, przyrodę. Ja jestem trochę zmęczony bieganiem i załatwianiem spraw, więc odpoczywam pod drzewem, na którym co chwilę przysiadają wróblopodobne ptaszki:„Wróblowaty” w parku Uhuru. Nairobi. Kenia.
Po dłuższej chwili dołączają do nas Dorin i Ruth. Są to dwie Kenijki, które pojadą z nami na safari:Dorin.
Ruth.
Po kurtuazyjnej wymianie zdań, idziemy na wspólny spacer parkiem, po czym wracamy piechotą do schroniska. W schronisku próbujemy dowiedzieć się co z Jacka plecakiem. Podobno gdzieś jest (tzn. przyleciał ze Stambułu), ale do schroniska jeszcze go nie dowieźli. Mamy nadzieję, że obsługa lotniska dotrzyma słowa i plecak do soboty zostanie dowieziony. Pora spać. Dobranoc :-).