Wschód słońca nad Masai Mara. Kenia. |
Lew w Masai Mara w świetle wstającego słońca. Kenia.
W miarę rozwidniania się, lwy zwiększają swoją aktywność. Zaczynają rozglądać się za jedzeniem.Odcinek Masai Mara – Kisii.
Teoretycznie powinniśmy wrócić prawie do Narok – do drogi B3 (patrz mapa wyżej), ale żeby było ciekawiej jedziemy na skróty. To jest trudny odcinek trasy prowadzący częściowo przez rezerwaty – górskimi, polnymi drogami. To źle, bo komfort jazdy jest fatalny, ale dobrze – bo widzimy wspaniałe górskie widoki i trafiamy na dzikie zwierzęta, które wzdłuż tras głównych (np. B3) są jednak wypłoszone przez jeżdżące samochody. Około godz. 9.30 oddaliliśmy się już na tyle od Rhino Camp, że mogłem temu miejscu zrobić pożegnalną panoramę:Mieszkaliśmy u stóp tych gór. Masai Mara. Kenia. |
Słonie na naszej drodze. Masai Mara. Kenia.
Wchodzą w sawannę i mogę je sfilmować przez otwarte okno:Brama wejściowa do Mara Triangle. Kenia.
Tu chwilę odpoczywamy i udaje mi się sfotografować kolorową jaszczurkę wylegującą się na wysuszonej czaszce gnu.Jaszczurka przy bramie do Mara Triangle. Kenia.
Zaraz po przejechaniu bramy mijamy stadka zebr i gnu:Stado gnu na sawannie. Masai Mara. Kenia.
I tak przez dziesiątki kilometrów: słonie, zebry, gnu, żyrafy – na zmianę :-). Około 11.30 znaleźliśmy się u podnóża gór, przez które musimy się przebić. Wspinamy się naszym terenowym samochodem w górę i w górę, a po bokach widzimy sawannę nakrapianą drzewkami (co właśnie w języku Masajów oznacza „Masai Mara”):Góry na skraju Mara Triangle. Kenia.
W końcu jesteśmy na górze. Joe przyspiesza i około godziny trzynastej wjeżdżamy do Kisii, gdzie kontynuujemyOrzeł nad Kisii. Kenia.
Po posiłku idziemy zwiedzać miasto. Oddalamy się dość daleko od naszego hotelu, bo idziemy przy okazji odprowadzić Ruth na dworzec autobusowy (Ruth musi niestety już wracać do domu) i to oddalenie się – było brzemienne w skutki. Niebo dość gwałtownie zachmurzyło się i spadł ulewny deszcz zenitalny. O zdjęciach nie było mowy, wróciliśmy przemoczeni na wylot. Przed hotelem czekała na nas obsługa z parasolami :-), po chwili skończył się prąd w gniazdkach (w Kenii bardzo często deszcze powodują przerwy w dostawie energii elektrycznej), zrobiło się ciemno i zimno. Na szczęście moja torba fotograficzna wytrzymała tę próbę i sprzęt ocalał. Jest nadzieja, że jutro będą zdjęcia.Komentarze: skomentuj tę stronę |