Sobota – 16.07.11
Wstajemy raniutko. Plan na dzisiaj jest taki: po śniadaniu wjeżdżamy do parku. Kierujemy się do rzeki Mara, wzdłuż której przebiega granica z Tanzanią. Tam zobaczymy hipopotamy i być może przeprawę stad gnu przez rzekę. Tam też zjemy obiad. Po powrocie odwiedzimy wioskę Masajów. Oczywiście po drodze będziemy oglądać i fotografować, jeśli tylko natura nam na to pozwoli.
Safari dzień trzeci – Rhino Camp (dzień drugi)
Dzień rozpoczynamy od obserwacji sępów:
Sępy afrykańskie. Masai Mara. Kenia.
Skoro są sępy – musi gdzieś być „grubsza” zwierzyna. Wjeżdżamy na wzgórze i obserwujemy teren. Rzeczywiście – w oddali za krzakiem czai się lew:
Skradający się lew. Masai Mara. Kenia. | |
Skradający się lew. Masai Mara. Kenia.
Jest też padlina – chyba szczątki gnu. Sępy już je znalazły. Zlatują się na ucztę:
Sęp afrykański ląduje przed padliną. Masai Mara. Kenia.
Walka przy stole trwa:
Sępia stołówka. Masai Mara. Kenia.
Największy z osobników opanował łatwo dostępne kąski:
On tu rządzi. Masai Mara. Kenia.
co zmusiło konsylium unurzanych po szyję we krwi sępów do ustalenia nowej strategii wygryzania wnętrzności:
Sępie konsylium. Masai Mara. Kenia. | |
Sępie konsylium. Masai Mara. Kenia.
Nagle pojawia się lew i sępy odlatują. Lew niezbyt zadowolony. Zostały marne resztki:
Resztki po sępach. Masai Mara. Kenia.
Jedziemy dalej. Mijamy perlice, guźce, lwy, antylopy:
Antylopy gnu. Masai Mara. Kenia.
Dużo tego :-). Krajobraz się zmienia. Zaraz za bramą rezerwatu roślinność była zielona. W miarę oddalania się od bramy i zbliżania się do rzeki Mara, trawa jest coraz bardziej sucha. Kolejna lwia rodzinka:
Lwia rodzina przy posiłku. Masai Mara. Kenia.
Lew. Masai Mara. Kenia.
I znów mijamy kolejne stadka zebr, gnu, ale – przy jednym z nich jest poruszenie. Coś się dzieje. Rozglądamy się – idzie gepard. Chyba ma ochotę zapolować:
Zostawiliśmy geparda, nich sobie poluje, jedziemy dalej. Mijamy kolejne zebry, ale tym razem ładnie się ustawiły, więc strzelam kilka zdjęć:
Zebry. Masai Mara. Kenia.
Koło trzynastej trzydzieści jesteśmy nad rzeką Mara. Tu oglądamy hipopotamy w rzece:
Głośne to towarzystwo :-) i podobno niebezpieczne. Kiedy nasyciliśmy oczy (i karty w aparatach) widokiem hipopotamów, przyszła pora na nasycenie naszych żołądków. Zjedliśmy obiad, a po obiedzie Joe podwozi nas na zakręt rzeki, gdzie gnu mają zwyczaj przeprawiania się przez nią. Mamy szczęście. Akurat próbują to zrobić:
Gnu przeprawiające się przez rzekę. Masai Mara. Kenia.
Wracamy do obozu. Jest późne popołudnie – dość ciemno, ale słońce o tej porze potrafi czasem ładnie oświetlić obiekt i wydobyć ciekawe barwy:
Żyrafy. Masai Mara. Kenia.
Po powrocie do obozu i krótkim odpoczynku idziemy do wioski Masajów. Przyszedł po nas Piter (Shukkur) – ten sam Masaj, który zajmował się nami w zeszłym roku. Na powitanie w wiosce Masajowie odtańczyli swój rytualny taniec:
Rytualny taniec Masajów. Oloolaimutia. Kenia.
i pokazali jak rozpalają ogień przy użyciu drewnianych narzędzi:
Rozpalanie ognia masajskim sposobem. Oloolaimutia. Kenia.
Potem podzieliliśmy się na dwuosobowe grupy, z których każda dostała swojego masajskiego przewodnika i poszliśmy zwiedzać wioskę. Przewodnicy opowiadali o życiu plemienia i swoich zwyczajach. Odpowiadali też na ewentualne pytania i pozwolili się sfotografować:
Masajowie. Oloolaimutia. Kenia.
Jest późny wieczór, kiedy padnięci w namiotach przygotowujemy się do następnego dnia. Ech – takie safari, to ciężka praca, a jutro wstajemy przed wschodem słońca – chcemy obejrzeć wschód nad Masai Mara.